Codzienność Dziecko O życiu

Szafa pełna ubrań – zakupy z przymrużeniem oka.

To miał być totalnie babski dzień. Tylko ja, moje dwie koleżanki i Galeria. Bo przecież nam, matkom też się należy dzień odpoczynkuodwszystkiego i wyłączenia w głowie przycisku: mama.

I wtedy naprawdę jeszcze wierzyłam, że tak można i że to dzień tylko dla mnie. Do momentu, aż…

… z samochodu niemal wyfrunęłam pędząc do wejścia i uroczyście rozpoczynając maraton po sklepach. I pierwsza myśl po wejściu do środka: no dobra, to od czego zaczynamy H&M (dział dla dzieci), Resever (dział dla dzieci) czy zwyczajnie Smyk (chyba nie muszę dodawać po co). Gdzieś tam z zamyślenia wyrwał mnie głos koleżanki, która wymieniła nazwę sklepu, w którym nie ma nic dla dzieci. NIC DLA DZIECI. Ale jak to, że nic? To co ja kupię? No tak, w myślach się przywołałam do porządku: Paula! Ty jesteś tu dla siebie, nic dla dzieci nie kupujemy! No dobra, pomyślałam. No tak, to jest dzień tylko dla mnie. No, może wychodząc coś ukradkiem zwinę dla córeczki. Ale teraz cicho, teraz idę robić się na bóstwo.

Galerio! Nadchodzę!

W pierwszym sklepie mi się udało. Wyszłam ze spódnicą. W sumie to we trzy kupiłyśmy sobie to samo, kupiłam kombinezon, który musiałam mieć, bo skoro mam szaleć, to szalejmy (miałam go na sobie chyba 5 minut w swoim życiu, a ta sytuacja miała miejsce chyba ze cztery lata temu) i to by było na tyle w kwestii samozaspokojenia.

Mijając kolejne sklepy, aż słyszałam ten krzyk podświadomości, która to pytała: ale to nic dziecku nie kupisz? No nic a nic?

No dobra, koleżanko. Wygrałaś.

1:0 dla Pauliny matki.

Nie muszę chyba dodawać, że wróciłam z kilkoma torbami nowych ubrań dla Julii i AŻ jedną małą torebką z moim nowym dobytkiem.

I to tyle silnej woli jeśli chodzi o dzień zakupów dla mnie samej, a takich dni było niemało.

Weźmy na przykład dzień mojej obrony na studiach, gdzie poziom stresu na korytarzu osiągnął taki poziom, że gdyby nie to, że wchodziliśmy po kolei tak jak siedzieliśmy, to jestem pewna, że gdyby pan profesor wyszedł i wyczytał moje imię nie zareagowałabym. To był jedyny dzień w moim życiu, kiedy zrozumiałam jak to jest mieć totalną pustkę w głowie, bo wchodząc na obronę nie pamiętałam nawet jaki temat pracy miałam, a kiedy usłyszałam pytanie zastanowiło mnie dlaczego nikt nie odpowiada. No tak, przecież jestem sama więc było do mnie. Musiała minąć chwila, zanim wróciłam do stanuprzedzapadnięciemwstansklerozy. Kiedy już jednak było po wszystkim i cały stres się ulotnił, mąż zabrał mnie do Galerii na kolację, a korzystając z okazji poszliśmy na zakupy. Miałam tylko zerknąć na dział dziecięcy w Zarze obiecując sobie, że tym razem to naprawdę kupuję dla siebie. Oh ja naiwna! Jak myślicie, czy sobie coś kupiłam? Oczywiście, że nie.

W ramach wyjaśnienia powiem tylko, że to nie tak, że nic zupełnie sobie nie kupowałam i chodziłam w porwanych, starych ciuchach, tylko wiecie… jak miałam do wyboru, nowa bluzka dla mnie i Julii, to oczywiście, że wybierałam ciuszki dla niej, bo nagle mi się przypominało, że przecież ja mam tyle ubrań, że nic już więcej mi nie jest potrzebne.

I tylko rano, otwierając szafę, w której ledwo mieściły się moje ubrania jak połowa kobiet, stwierdzając, że nie mam się w co ubrać, obiecywałam sobie że następny raz jednak kupię coś sobie.

I koło się zataczało.

A ja za każdym razem przegrywałam.

I przyznam szczerze, że d dziś niewiele się zmieniło.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.